Ismena Napisano Czerwiec 29, 2014 Napisano Czerwiec 29, 2014 Mimo tysiącleci istnienia tej nauki, nadal pełno jest w niej tajemnic... Niektórym miłośnikom astrologii - tym, którym imponuje godna uwagi odwieczność naszej nauki - może się wydawać, że nie ma już w niej nierozwiązanych problemów. Innym z kolei astrologia może wydawać się czymś tak złudnym i niepewnym, że gotowi są wszystko, co twierdzą astrologowie, uważać za luźne przypuszczenia. Prawda leży gdzieś pośrodku. Pewne rzeczy w astrologii wydają mi się niemal pewne: jak to, na przykład, że człowiek urodzony z silnym Słońcem, Jowiszem i Marsem będzie osobowością przywódczą, a ten z silnym Księżycem będzie raczej wrażliwym marzycielem z upodobaniem do poezji. Wydaje mi się ciekawe wyliczyć te sprawy, co do których w astrologii nie ma zgody ani pewności - te rozdziały naszej nauki, które w każdej z astrologicznych szkół wyglądają inaczej. Lista ta jednak jest dość długa... Problem pierwszy: które z ciał niebieskich (w Układzie Słonecznym) działają na człowieka i trzeba je rysować w horoskopie, a które można spokojnie pominąć? Aż do odkrycia Plutona w 1934 roku astrologowie "rzucali się" na każdą odkrywaną planetę, aby czym prędzej ustalić jej horoskopowe znaczenie. Kłopoty zaczęły się już przy planetoidach (odkrywanych stopniowo od 200 lat), gdyż było ich za dużo, aby mogły coś sensownie oznaczać. A teraz, kiedy planetoidy liczy się w tysiące, a oprócz nich odkryto centaury i kuiperoidy, a bardzo możliwe, że gdzieś krążą jakieś super dalekie i super powolne planety, trzeba raczej być ostrożnym. Nadal jednak nie wiadomo, co sprawia, że jedne ciała niebieskie działają, a inne nie. Problem drugi: czy działają tzw. "gwiazdy stałe", czyli normalne gwiazdy Galaktyki? Starożytni wierzyli w ich działanie tak samo, jak w działanie planet. Liczni astrologowie rysują je także dzisiaj i nie wyobrażają sobie horoskopu bez Arktura, Antaresa i Algola. Ale argumenty przeciw działaniu gwiazd są poważne, choćby ten, że jest ich zbyt wiele, leżą zbyt gęsto i nie wiadomo, dlaczego mielibyśmy rysować w horoskopach tylko te najjaśniejsze na ziemskim niebie, a nie najbliższe. Problem trzeci: ile jest domów i jakie mają znaczenie? Astrologów, którzy wątpią w domy, jest niewielu (Wasz felietonista do nich należy). Ogromna większość moich kolegów po fachu przyjmuje za pewnik, że domów jest 12 (tyle co znaków zodiaku), że idą kolejno, licząc od ascendentu w lewo (jak znaki zodiaku od punktu Barana), i mają znaczenia tradycyjnie opowiadające znakom. Czyli egoistycznemu Baranowi odpowiada pierwszy dom, pod hasłem "ja, moja osoba", Bykowi-posiadaczowi odpowiada dom drugi, ten od spraw majątkowych, gadatliwym i towarzyskim Bliźniętom odpowiada dom trzeci, czyli "bracia, siostry, znajomi, krótkie podróże", Rakowi-domatorowi dom czwarty, czyli "moje miejsce zamieszkania", i tak dalej. Ale pojawiają się i inne głosy na temat domów: że jest ich 8 (po jednym na wschodzie, na południu, zachodzie i północy, plus cztery pomiędzy tymi głównymi); liczyć je trzeba w kierunku pozornego obrotu nieba, czyli w prawo, i ze znaczeniami znaków zodiaku nie mają nic wspólnego. Może ktoś kiedyś wymyśli eksperyment, który by rozstrzygnął, jaki system domów jest prawdziwy. Problem czwarty: jak jeden znak przechodzi w drugi? Kolejne znaki silnie kontrastują ze sobą. Trudno wyobrazić sobie osobowości mniej podobne do siebie niż Barana i Byka. Tymczasem np. 20 kwietnia 1978 roku Słońce przechodziło z Barana do Byka, i o godzinie 11.00 rodziły się jeszcze Barany, a o 11.15 - już Byki. Wydaje się, że jeden znak musi w jakiś sposób przechodzić płynnie w drugi, muszą "jakoś wyglądać" te już-nie-całkiem-Barany-ale-jeszcze- nie-całkiem-Byki. Ale jak? Na ten temat astrologia milczy do tej pory. Problem piąty: czy istnieją "bliźnięta horoskopowe"? Z jednej strony wiadomo, że muszą istnieć ludzie, których horoskopy są takie same. Urodzili się oni w tym samym czasie w jednym miejscu (na przykład na tej samej sali porodowej) albo o różnych godzinach tego samego dnia i w różnych miejscowościach, ale tak położonych, że różnica miejsca zrównoważyła różnicę czasu i przy obu narodzinach był ten sam układ planet. Kiedyś liczyłem, że wśród Polaków mojego pokolenia każdy ma kilkanaścioro takich "horoskopowych bliźniąt". Wydaje się, że gdyby horoskop był jednoznaczną wyrocznią na życie, to byłoby ono u tych ludzi bardzo podobne, a ich charaktery, upodobania, zdolności - także takie same. Oznaczałoby to, że ludzie tacy stale by się spotykali ze sobą - na studiach, w partiach politycznych, przy okazji wyborów na prezydenta czy wójta. Tymczasem czegoś takiego w ogóle się nie obserwuje! I to jest, według mnie, największa zagadka astrologii. źródło: Wojciech Jóźwiak Cytuj
Polecane posty
Dołącz do rozmowy
Możesz zacząć pisać teraz i zarejestrować się później. Jeśli posiadasz konto, zaloguj się.