no nie do końca tak jest z harmonijnymi aspektami, bo one wskazują na to tylko, gdzie w horoskopie energia przepływa bez większych zakłóceń. Jest to ułatwienie czegoś - danej sprawy domu/ danej rzeczy związanej z tym połączeniem, ale nie jest receptą sensu stricte jak sobie radzić z nieharmonijnymi aspektami. Mogą te aspekty być w tym pomocne lub nie, to zależy od połączeń wzajemnych.
Np. jest T-kwadrat: Słońce - Mars - Saturn i to jest tak ciężki układ, że aspekt harmonijny od Wenus czy Księżyca może dać odskocznię od niego / wytchnienie, uprzyjemnić jakoś życie, ale już aspekt dobry od Jowisza może dać tą świadomość jak to "przepracować". I to jest duża różnica jakościowa, bo Jowisz odpowiada za "wyższą wiedzę i dalekie podróże", na planie niematerialnym jest to właśnie podróż na wyższe piętra świadomości i wiedza jak można konflikt rozwiązać. Ale i ta wiedza na nic się nie zda, jak człowiek nie chce nad tym popracować, a to jest nagminne. Tak myślę, że jakby każdy poświęcił choć trochę czasu sobie samemu, swojej duszy, ukochał się choć troszkę, toby mu się to życie choć troszkę poprawiło. A my szukamy siebie na zewnątrz i najczęściej dostrzegając tylko wymiar i atrybuty fizyczne. Idziemy na łatwiznę, wierząc, że "pigułka" wszystko za nas załatwi. Tak jednak nie ma.
Co do analizy astrologicznej dającej świadomość - Essa, uwierz mi, to nie jest świadomość, to są tylko informacje co kogo uwiera. Ale już na pytanie "dlaczego" jeszcze mniej dostaniesz odpowiedzi. I mało kto robi z tych informacji jakikolwiek użytek, jeszcze mniej robi to systematycznie, czyli pracuje nad sobą.
W sumie analiza astrologiczna to jest tylko jedno z narzędzi pozwalające na mniej lub bardziej świadome przeżycie życia i zrozumienie, o co w tym wszystkim chodzi. Pozwala też zajrzeć w przyszłość i przewidzieć najbardziej prawdopodobną drogę (bieg zdarzeń) w oparciu o analizę osobowości i preferowanej ścieżki reakcji, zachowań i wyborów.
Kiedyś astrologia "wyznaczała" los, bo i ludzie byli bardziej "niewolni" - nie mieli zbyt wielu możliwości samodzielnego działania ani dostępu do informacji więc co tu mówić o samorozwoju, dzisiaj jest już inaczej: astro pozwala poznać wybrać ścieżkę i w ten sposób kształtować wydarzenia. Dla mnie jest to normalny proces ewolucyjny ludzkiej świadomości właśnie, jednak w dalszym ciągu rozwojowy. A to dlatego, że nie znając całościowo mechanizmu nie potrafimy nim w pełni kierować. Wiemy dużo więcej, ale jeszcze nie wszystko. Gdyby tak było, nie musielibyśmy powtarzać ciągu narodzin i śmierci, czyli właśnie doświadczeń związanych z materią w stanie zagęszczonym. Poza tym nawet w wielości możliwości istnieje ograniczenie, to jest właściwość planu ziemskiego. Prawdopodobnie w innych rzeczywistościach ta świadomość stwórcza jest inna, naszym językiem mówiąc: jest na wyższym poziomie, więcej jest "siły" czy też mocy tworzenia i wpływania na "zdarzenia", lecz tu i teraz - jak widać na całym świecie, ta moc jest jeszcze w powijakach. Tak naprawdę nielicznym udało się osiągnąć "wyzwolenie" z tego poziomu energii na jakim znajdujemy się będąc na tej planecie. My, ucieleśnieni jesteśmy po prostu na początku drogi.
Co do karmy - nie mówię, że zwala się wszystko na karmę - mówię, że są i takie sprawy, na które nie ma się wpływu, bo one "nie są z tego świata" , to jest nieunikniony los, to znaczy taki, który po prostu trzeba przerobić. To też jest proces rozwojowy, tyle, że taki o którym mamy blade (jeśli w ogóle) pojęcie, bo i tego mechanizmu jeszcze nie znamy, więc na razie wierzymy że tak jest. I to też nie wszyscy
Esa, ja też nie jestem zawodowym astrologiem. Nie wiem wszystkiego, nawet nie wiem za dużo, gdyż podobnie jak Ty - mam pracę i obowiązki, nie poświęcam temu tyle czasu ile bym chciała. Ale analizując kosmogramy ( dobrze jak z mozliwością weryfki) dochodzę do takich wniosków jakie przedstawiłam - ludzie nie chcą nad pracować, bo to jest ciężka robota zmienić coś w sobie, a jeszcze cięższa uznać, że to oni są nie halo. Wiem coś o tym... długo pracowałam nad jednym swoim brzydkim aspektem, jest postęp, owszem, ale nie koniec. A gdzie inne?