Zatem i ja cosik dorzucę z czasów mojego "dwudziestolecia "
Ciężar oczekiwania ( imadło poem) .
Przygnieciona ciężarem swego człowieczeństwa
przysiadłam na skwerze.
By nie widzieć śladów mych stóp i mnie
tam jeszcze po trosze pozostałej
znikających pod rozprzestrzeniającym się betonem
….nie oglądałam się za siebie .
Z rękoma spętanymi przez bezsilność
nigdy przez pokorę
oczekiwałam jeźdźców Apokalipsy.
Mroczniejsi byli w mych snach i głowie
niźli Ci z drzeworytów Albrechta Durera .
Bo koniec….
Koniec nie jest grzybem atomowym
ani nowotworem.
Nie mieści się w ciepłej dłoni
przymykającej oczy zgasłego.
Cechuje go za to zależność wprost proporcjonalna
Bo im lżejsze będą zbóż kłosy
Tym mniej będzie rumianych lic dzieci.
A na kiczowatych obrazach miast jeleni
nowy gatunek ssaka – kanalie..
maczają ubabrane pyski w źródłach sacrum.
Parkowych alei nie rozświetla już nadzieja.
Tu spragnione dialogu cienie
podążają służalczo za cielesną formą .
Lecz nagle…
Kwaśny deszcz
I nagle wszystko nieważne .
Żrące strugi wypaliły resztki sumienia
służące za ochronną pleksi.
A na drodze miast być drogowskazem
zmiażdżone leży
Pytanie o ideę człowieczeństwa.
Wygląda no to, że macie wspólnie zwiedzać zakamarki życia i te bliskie i te dalekie, wyjaśniać kto silniejszy i mądrzejszy, co jest czarne, a co białe i kto tu rządzi
rozstawać się i spotykać w innych miejscach, uczyć się nawzajem panować nad emocjami i popędami
a może otworzyć warsztat samochodowy czy rowerowy, albo myjnie samochodową lub hodowlę koni